Recenzja wyd. DVD filmu

Antychryst (2009)
Lars von Trier

W "zwierciadle" natury

Pomysł wyjściowy był intrygujący: zrobić horror psychoanalityczny z odrobiną pornografii, bo – jak wszyscy wiemy – nowoczesna nauka o duszy sprowadza się w pewnym sensie do kopulacji i umierania.
Pomysł wyjściowy był intrygujący: zrobić horror psychoanalityczny z odrobiną pornografii, bo – jak wszyscy wiemy – nowoczesna nauka o duszy sprowadza się w pewnym sensie do kopulacji i umierania. Wszystko to zostało wpasowane w dyskurs dotyczący natury, i to zarówno tej stworzonej, jak i stwarzającej. Całość zilustrowana została za pomocą skrajnie wystylizowanych filmowo erupcji Erosa i Tanatosa, a  na koniec wywrócona do góry nogami. Można więc powiedzieć, że "Antychryst" to jeden z najoryginalniejszych żartów w historii kina, co wcale nie oznacza, że jest tak zabawny, jak się reżyserowi wydawało. Film otwiera wystylizowana do granic możliwości sekwencja seksu głównych bohaterów. W czasie dosłownie pokazanej kopulacji, której towarzyszy muzyka z opery  "Rinaldo", dochodzi do tragedii, a reszta filmu jest próbą przezwyciężenia traumy po niej i pogodzenia się z nią – oczywiście jeżeli odczytywać go w kluczu psychoanalitycznym, do czego Lars von Trier jawnie nas zachęca. Nie jest to jedyny możliwy trop, bo reżyser tworzy ich wiele, a cały film przypomina intelektualną łamigłówkę, która idealnie nadaje się na solidne artykuły filmoznawców wszelkiej maści. Wszystko jednak rozgrywa się w ramach dwóch pól interpretacyjnych. Pierwszy, dotyczy samej treści, a więc: miłość – śmierć – pożądanie; drugi, samej formuły, a więc: psychoanaliza – horror – dramat. Interpretując "Antychrysta", można dowolnie żonglować poszczególnymi elementami i zapewne dla każdej z interpretacji znajdzie się jakieś uzasadnienie. Jako widz nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że to wszystko zostało z premedytacją zaplanowane przez samego Wielkiego Hochsztaplera za kamerą, a on sam doskonale się bawi, obserwując miotających się intelektualnie interpretatorów. "Antychrystem" można się bawić do woli. Ponieważ wszyscy odczytują go w kluczu psychoanalitycznym, który czerepie z estetyki horroru, ja potraktuję go jako pełnokrwisty horror, który bawi się psychoanalizą. O tym zresztą przekonuje się Willem Dafoe, który z troskliwą miną zafrapowanego terapeuty stara się wszystko zrozumieć i wytłumaczyć. Pomijam fakt, że budzi on u widza pokłady agresji i kiedy już ściera się z nienazwanym, widz odczuwa płynącą z jego cierpienia głęboką satysfakcję, podobnie zresztą jak skrajnie rozhisteryzowana Charlotte Gainsbourg. Reżyser prowadzi widza poprzez meandry psychoanalitycznego bełkotu, aby je gwałtownie zanegować wybuchem przemocy, która nie da się wytłumaczyć inaczej niż realną obecnością principium zła. Natura jest Kościołem Szatana, twierdzi von Trier i, jakkolwiek by patrzeć, ma na potwierdzenie swojej tezy poważne argumenty. Urocze zwierzątka, które znamy z filmów przyrodniczych, to nic więcej jak wykreowane ręką Natury maszyny mające na celu kopulację i konsumpcję w zamkniętym kręgu życia i śmierci. A sama Matka Przyroda pełna zielonych łanów i starodawnych drzew to niema i obojętna przestrzeń, w której rozgrywa się codzienne piekło przetrwania. Można powiedzieć, że von Trier nadzwyczaj dosłownie traktuje słynny żart Woody'ego Allena o przyrodzie jako jednej wielkiej restauracji. Mając tak rozłożone karty, reżyser przystępuje do intelektualnej gry z widzem, umiejętnie żonglując to psychoanalizą, to przesądami rodem z horroru. Z jednej strony mamy psychoanalityczną opowiastkę o instynktach i pożądaniu, z drugiej – stary dobrze znany z historii dyskurs o kobiecie jako części natury i przeciwstawionym jej mężczyźnie jako uosobieniu racjonalności. Wszystko to błyskotliwie się ze sobą przeplata, ozdobione miejscami kiczowatą symboliką, której punktem kulminacyjnym jest bez wątpienia lisek oznajmiający wszem wobec, że Chaos rządzi. Sam von Trier twierdzi, że jego film jest owocem depresji zżerającej skołataną duszę reżysera. No cóż, czasem zły mroczny Pan płata figle. Jeżeli bowiem potraktuje się "Antychrysta" z całą powagą, jaką na to zasługuje, okaże się całkiem zabawny. Ale jest to czarny humor, być może nawet podszyty  rozpaczą, którego istotnym wyrazem jest końcowa dedykacja dla jednego z największych chrześcijańskich metafizyków kina, czyli Andrieja Tarkowskiego. Wydanie DVD jest dość skromne. Oprócz standardowych opcji, jak możliwość obejrzenia filmu z napisami lub z lektorem, możemy sięgnąć do rozdziału o produkcji efektów specjalnych do "Antychrysta". Ten krótki materiał, jest właściwie nienachalną promocją polskiego studia Platige Image, które za te efekty odpowiada.       
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Skandal na festiwalu w Cannes i skrajne reakcje publiczności na świecie. Lars von Trier postawił na swoim... czytaj więcej
Od samego początku było wiadomo, że najnowszy film Larsa von Triera "Antychryst" będzie jednym z... czytaj więcej
Wnikliwe studium niewyobrażalnego bólu i rozpaczy. Tak jednym zdaniem można podsumować najnowszy, długo... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones